***
Lily
Gdy po upływie dłuższego czasu wracasz do swojego rodzinnego miasta, nie zawsze czujesz się szczęśliwym człowiekiem. Ja się tak nie czuję. Nie lubię wracać na stare śmieci, tam gdzie prawie każdy zna drugą osobę. Wolę wielkie miasta pełne anonimowych osób. Nie chcę znowu widzieć ludzi, z którymi nie wiążą się dobre wspomnienia. Nie mam ochoty robić tego teraz, gdy muszę pogodzić się ze stratą najważniejszej osoby...
Jestem
od dwóch dni w jednym z niemieckich miasteczek, w którym się urodziłam. To
dziś pierwszy raz wychodzę na zakupy i mam nadzieję, że nie spotkam nikogo
znajomego. Wchodzę do kawiarni, chcąc napić się kawy i już wiem, że moje
marzenia legły w gruzach. Widzę czarną czuprynę i nie mogę uwierzyć, że on tu
mieszka. Chcę się wycofać, ale mój znajomy mnie zauważa.
- Cześć, Lily! - słyszę jego głos i przewracam
oczami. Serio czy on musi być człowiekiem, z którym przetańczyłam
całą noc w Berlinie i jednocześnie jedyną osobą z tego cholernego miasteczka,
której wcześniej nie znałam?!
- Cześć! - mówię i sztucznie się uśmiecham. Przy stoliku siedzi
ktoś jeszcze. Wellinger... Nie widziałam go przez tyle czasu. Po moim wyjeździe
nie zamieniłam z nim żadnego słowa, a kiedyś liczyłam na wielką miłość. Pomińmy
fakt, że prawie go nie znałam...
- Chodź do nas - mówi mój "przyjaciel z klubu".
Podchodzę do nich z niepewnością. To uczucie nie towarzyszyło mi od dawna.
Uśmiecham się i siadam na wolnym krześle. Czuję na sobie ich wzrok. - Coś ze mną
nie tak?
- Zmieniłaś się - słyszę z ust Andreasa. Jestem zdziwiona,
że to powiedział, w końcu prawie się nie znamy.
- Tak bywa - odpowiadam beznamiętnie. Ostatnie zdarzenia
sprawiły, że przestała reagować emocjonalnie na wszystko, co mówią lub robią
ludzie, a właściwie to nie okazywałam tych uczuć na zewnątrz.
- Wy się znacie? - pyta zdziwiony brunet. Kiwam jedynie głową, nie chcąc wchodzić w szczegóły, który w zasadzie nie ma zbyt dużo. - Jak tam życie w wielkim świecie? Kiedy znowu widzimy się w
klubie?
- Nie wiem. Jak jesteś stałym bywalcem to pewnie niedługo -
odpowiadam mało zainteresowana, na co słyszę śmiech blondyna. Chyba powinnam
zacząć się bardziej starać, ale prawda jest taka, że nigdy z żadnym facetem nie umówiłam
się kolejny raz na imprezę... Spotkanie Bruna to jakaś cholerna karma. - Prawie w każdy weekend tam jestem, więc
zapraszam.
- Widzę, że stałaś się rozrywkową dziewczyną - mówi nadal
uśmiechnięty Wellinger. Jest taki irytujący. Rozmawialiśmy góra pięć raz kilka
lat temu, a on udaje, że zna mnie tak dobrze jak nikt inny...
- Ty zdajesz sobie sprawę, że prawie mnie nie znasz? - pytam
go, a on się uśmiecha. Chce coś powiedzieć, ale ktoś mu przerywa.
- Cześć, Andreas! -
słyszę donośny krzyk i łapię się za głowę. Jeszcze jej tu brakowało. Urodziłam
się pod jakąś ciemną gwiazdą, że wszystko jest przeciwko mnie? Spokojnie Lily,
spokojnie! Blondyn odpowiada tylko
skinieniem głowy, a przy stoliku pojawia się tleniona blondynka. Witaj, stara
przyjaciółko! - Lily! Co ty tutaj robisz?
- Siedzę - odpowiadam o wiele mnie entuzjastycznie niż moja
rozmówczyni. Widzę jej szok i słyszę śmiech pozostałych.
- Widzę, że pani obrosła w piórka - mówi sarkastycznym
głosem na, co tylko się śmieję. Zmieniłam się... Już nie jestem tą samą
dziewczyną, która była na skinienie tej tlenionej blondynki o imieniu Doris.
Jestem o wiele lepszą wersją samej siebie.
Po
upływie kwadransa wychodzę z kawiarni, ruszając w stronę mojego domu. To "spotkanie
po latach" nie należało do najprzyjemniejszych. Właściwie ciągła
przepychanka z moją, byłą przyjaciółką utwierdziła mnie w przekonaniu, że nic
nie straciłam. Chociaż, czy możemy nazwać kogoś byłą przyjaciółką? Czy
prawdziwa przyjaźń się kiedyś kończy?
Idąc,
obserwuję zmiany, które dokonały się od mojego wyjazdu. Niezbyt często tu
bywałam. W tamtym roku spędziłam wakacje u moich znajomych, a raczej u mojego
chłopaka. Teraz już byłego chłopaka... Te
wakacje spędzam tutaj i naprawdę nie wiem, jak to będzie wyglądać. Nie
chcę się nudzić, a do Berlina i moich znajomych mam stanowczo za daleko, żeby widzieć
się z nimi codziennie...
- Lily? - słyszę pytanie za swoim plecami i szeroko się
uśmiecham. Moja starsza siostra wróciła z Anglii.
- Lea! - krzyczę i rzucam się w jej ramiona. Tak dawno jej
nie widziałam, tak bardzo tęskniłam... Mam jej tyle do powiedzenia. Zabieram
jej rzeczy ze sobą i razem ruszamy do domu, głośno rozmawiając. Na mojej twarzy
widnieje szeroki uśmiech, którego nie było od dawna...
***
Andreas
Siedzę
w kawiarni, ale myślami jestem gdzieś indziej. Ona... Lily... Znowu się
pojawiła. Zupełnie inna, w zupełnie innej odsłonie. Niepodobna do samej siebie,
ale nadal piękna. Wydaję mi się, że w jej życiu poszło coś nie tak. W zasadzie
teraz jest bardziej pewna siebie, ale jednocześnie o wiele bardziej arogancka.
Kiedyś taka nie była, chociaż tak naprawdę jej nie znałem, to pamiętam ją
cholernie dobrze. Za dobrze...
- Ziemia do Andiego - słyszę głos mojej przyjaciółki i
wracam do rzeczywistości. Dwie pary oczu wpatrują się we mnie.
- Zamyśliłem się. Przepraszam - odpowiadam. Bruno chce coś
dodać, ale moje spojrzenie sprawia, że tego nie robi. Wiem, że dodałby jakiś
głupi komentarz na temat swojej "przyjaciółki z Berlina". Pamiętam,
jak opowiadał o spotkaniu z Lily. Nie miałem pojęcia, że chodzi o nią,
chociaż gdybym wiedział, czy coś by się zmieniło?
- Dziś sobota, zaczęły się wakacje. Może wybierzemy się do
klubu? - mówi Doris. Dziewczyna oczekuje jakiejś odpowiedź. Dobrze wiem, że
jestem na przegranej pozycji.
- Oczywiście, że się wybierzemy - odpowiada Bruno, a ja
tylko kiwam głową. To mój najlepszy przyjaciel. Gdy zamieszkał obok mnie, nie
polubiłem go, ale z upływem czasu wszystko się zmieniło. Jest dla mnie jak
brat. Doris to także dobra kompanka do zabawy i zabijania czasu. Wiem, że
zawsze mogę na nią liczyć.
Kilka godzin później...
Stoję
przed klubem, czekając na moich przyjaciół. Pierwsza zjawia się Doris. Wygląda
naprawdę nieźle. Jej włosy są proste jak druty, ma na sobie zwiewną białą
sukienkę i szpilki. To naprawdę ładna dziewczyna.
- Świetnie wyglądasz - mówię i całuję ją w policzek.
Blondynka uśmiecha się do mnie promiennie.
- Dziękuję. Ty też - odpowiada. Rozmawiamy jeszcze przez
jakiś czas, aż w końcu pojawia się Bruno i wreszcie możemy wejść do klubu.
Zajmujemy jedną lożę i zamawiamy po drinku. Obok nas pojawiają się nasi
znajomi, którzy się do nas przysiadają. Czasami się zastanawiam, dlaczego
większość z nich zamiast tańczyć, siedzi przy stole i pije wódkę.
- Nie wierzę! Ale z niej zrobiła się laska - mówi jeden z
chłopaków, ale nikt nie wiem, o co mu chodzi. Dopiero, gdy patrzę tam gdzie on,
wszystko się wyjaśnia. Lily... We własnej osobie... Stoi przy barze, szeroko się
uśmiechając. Mogę się założyć, że kokietuje barmana. Jeśli ktoś szukał najładniejszej
dziewczyny w tej klubie, to właśnie ją znalazłem. Loki, które opadają na jej
gołe ramiona i stanowczo za krótka czarna sukienka sprawiają, że nie mogę
oderwać od niej wzroku. Jedyne na co mam ochotę to wbić się w jej usta...
***
Cześć! Jak Wam się podoba rozdział? Moja notka tutaj nie będzie długo, bo jednak dziś sylwester. Życzę Wam wspaniałej zabawy i szczęśliwego Nowego Roku! W zakładce "Obojętni" pojawiła się reszta bohaterów. Czekam na opinie.
Szkarłatna Orchidea