sobota, 31 grudnia 2016

1.

 ***
Lily

               Gdy po upływie dłuższego czasu wracasz do swojego rodzinnego miasta, nie zawsze czujesz się szczęśliwym człowiekiem. Ja się tak nie czuję. Nie lubię wracać na stare śmieci, tam gdzie prawie każdy zna drugą osobę. Wolę wielkie miasta pełne anonimowych osób. Nie chcę znowu widzieć ludzi, z którymi nie wiążą się dobre wspomnienia. Nie mam ochoty robić tego teraz, gdy muszę pogodzić się ze stratą najważniejszej osoby...
                Jestem od dwóch dni w jednym z niemieckich miasteczek, w którym się urodziłam. To dziś pierwszy raz wychodzę na zakupy i mam nadzieję, że nie spotkam nikogo znajomego. Wchodzę do kawiarni, chcąc napić się kawy i już wiem, że moje marzenia legły w gruzach. Widzę czarną czuprynę i nie mogę uwierzyć, że on tu mieszka. Chcę się wycofać, ale mój znajomy mnie zauważa.
- Cześć, Lily! - słyszę jego głos i przewracam oczami. Serio czy on musi być człowiekiem, z którym przetańczyłam całą noc w Berlinie i jednocześnie jedyną osobą z tego cholernego miasteczka, której wcześniej nie znałam?!
- Cześć! - mówię i sztucznie się uśmiecham. Przy stoliku siedzi ktoś jeszcze. Wellinger... Nie widziałam go przez tyle czasu. Po moim wyjeździe nie zamieniłam z nim żadnego słowa, a kiedyś liczyłam na wielką miłość. Pomińmy fakt, że prawie go nie znałam...
- Chodź do nas - mówi mój "przyjaciel z klubu". Podchodzę do nich z niepewnością. To uczucie nie towarzyszyło mi od dawna. Uśmiecham się i siadam na wolnym krześle. Czuję na sobie ich wzrok. - Coś ze mną nie tak?
- Zmieniłaś się - słyszę z ust Andreasa. Jestem zdziwiona, że to powiedział, w końcu prawie się nie znamy.
- Tak bywa - odpowiadam beznamiętnie. Ostatnie zdarzenia sprawiły, że przestała reagować emocjonalnie na wszystko, co mówią lub robią ludzie, a właściwie to nie okazywałam tych uczuć na zewnątrz.
- Wy się znacie? - pyta zdziwiony brunet. Kiwam jedynie głową, nie chcąc wchodzić w szczegóły, który w zasadzie nie ma zbyt dużo. - Jak tam życie w wielkim świecie? Kiedy znowu widzimy się w klubie?
- Nie wiem. Jak jesteś stałym bywalcem to pewnie niedługo - odpowiadam mało zainteresowana, na co słyszę śmiech blondyna. Chyba powinnam zacząć się bardziej starać, ale prawda jest taka, że nigdy z żadnym facetem nie umówiłam się kolejny raz na imprezę... Spotkanie Bruna to jakaś cholerna karma. - Prawie w każdy weekend tam jestem, więc zapraszam.
- Widzę, że stałaś się rozrywkową dziewczyną - mówi nadal uśmiechnięty Wellinger. Jest taki irytujący. Rozmawialiśmy góra pięć raz kilka lat temu, a on udaje, że zna mnie tak dobrze jak nikt inny...
- Ty zdajesz sobie sprawę, że prawie mnie nie znasz? - pytam go, a on się uśmiecha. Chce coś powiedzieć, ale ktoś mu przerywa.
-  Cześć, Andreas! - słyszę donośny krzyk i łapię się za głowę. Jeszcze jej tu brakowało. Urodziłam się pod jakąś ciemną gwiazdą, że wszystko jest przeciwko mnie? Spokojnie Lily, spokojnie!  Blondyn odpowiada tylko skinieniem głowy, a przy stoliku pojawia się tleniona blondynka. Witaj, stara przyjaciółko! - Lily! Co ty tutaj robisz?
- Siedzę - odpowiadam o wiele mnie entuzjastycznie niż moja rozmówczyni. Widzę jej szok i słyszę śmiech pozostałych.
- Widzę, że pani obrosła w piórka - mówi sarkastycznym głosem na, co tylko się śmieję. Zmieniłam się... Już nie jestem tą samą dziewczyną, która była na skinienie tej tlenionej blondynki o imieniu Doris. Jestem o wiele lepszą wersją samej siebie.
                Po upływie kwadransa wychodzę z kawiarni, ruszając w stronę mojego domu. To "spotkanie po latach" nie należało do najprzyjemniejszych. Właściwie ciągła przepychanka z moją, byłą przyjaciółką utwierdziła mnie w przekonaniu, że nic nie straciłam. Chociaż, czy możemy nazwać kogoś byłą przyjaciółką? Czy prawdziwa przyjaźń się kiedyś kończy?
                Idąc, obserwuję zmiany, które dokonały się od mojego wyjazdu. Niezbyt często tu bywałam. W tamtym roku spędziłam wakacje u moich znajomych, a raczej u mojego chłopaka. Teraz już byłego chłopaka... Te  wakacje spędzam tutaj i naprawdę nie wiem, jak to będzie wyglądać. Nie chcę się nudzić, a do Berlina i moich znajomych mam stanowczo za daleko, żeby widzieć się z nimi codziennie...
- Lily? - słyszę pytanie za swoim plecami i szeroko się uśmiecham. Moja starsza siostra wróciła z Anglii.
- Lea! - krzyczę i rzucam się w jej ramiona. Tak dawno jej nie widziałam, tak bardzo tęskniłam... Mam jej tyle do powiedzenia. Zabieram jej rzeczy ze sobą i razem ruszamy do domu, głośno rozmawiając. Na mojej twarzy widnieje szeroki uśmiech, którego nie było od dawna...

***
Andreas

                Siedzę w kawiarni, ale myślami jestem gdzieś indziej. Ona... Lily... Znowu się pojawiła. Zupełnie inna, w zupełnie innej odsłonie. Niepodobna do samej siebie, ale nadal piękna. Wydaję mi się, że w jej życiu poszło coś nie tak. W zasadzie teraz jest bardziej pewna siebie, ale jednocześnie o wiele bardziej arogancka. Kiedyś taka nie była, chociaż tak naprawdę jej nie znałem, to pamiętam ją cholernie dobrze. Za dobrze...
- Ziemia do Andiego - słyszę głos mojej przyjaciółki i wracam do rzeczywistości. Dwie pary oczu wpatrują się we mnie.
- Zamyśliłem się. Przepraszam - odpowiadam. Bruno chce coś dodać, ale moje spojrzenie sprawia, że tego nie robi. Wiem, że dodałby jakiś głupi komentarz na temat swojej "przyjaciółki z Berlina". Pamiętam, jak opowiadał o spotkaniu z Lily. Nie miałem pojęcia, że chodzi o nią, chociaż gdybym wiedział, czy coś by się zmieniło?
- Dziś sobota, zaczęły się wakacje. Może wybierzemy się do klubu? - mówi Doris. Dziewczyna oczekuje jakiejś odpowiedź. Dobrze wiem, że jestem na przegranej pozycji.
- Oczywiście, że się wybierzemy - odpowiada Bruno, a ja tylko kiwam głową. To mój najlepszy przyjaciel. Gdy zamieszkał obok mnie, nie polubiłem go, ale z upływem czasu wszystko się zmieniło. Jest dla mnie jak brat. Doris to także dobra kompanka do zabawy i zabijania czasu. Wiem, że zawsze mogę na nią liczyć.

Kilka godzin później...
                Stoję przed klubem, czekając na moich przyjaciół. Pierwsza zjawia się Doris. Wygląda naprawdę nieźle. Jej włosy są proste jak druty, ma na sobie zwiewną białą sukienkę i szpilki. To naprawdę ładna dziewczyna.
- Świetnie wyglądasz - mówię i całuję ją w policzek. Blondynka uśmiecha się do mnie promiennie.
- Dziękuję. Ty też - odpowiada. Rozmawiamy jeszcze przez jakiś czas, aż w końcu pojawia się Bruno i wreszcie możemy wejść do klubu. Zajmujemy jedną lożę i zamawiamy po drinku. Obok nas pojawiają się nasi znajomi, którzy się do nas przysiadają. Czasami się zastanawiam, dlaczego większość z nich zamiast tańczyć, siedzi przy stole i pije wódkę.
- Nie wierzę! Ale z niej zrobiła się laska - mówi jeden z chłopaków, ale nikt nie wiem, o co mu chodzi. Dopiero, gdy patrzę tam gdzie on, wszystko się wyjaśnia. Lily... We własnej osobie... Stoi przy barze, szeroko się uśmiechając. Mogę się założyć, że kokietuje barmana. Jeśli ktoś szukał najładniejszej dziewczyny w tej klubie, to właśnie ją znalazłem. Loki, które opadają na jej gołe ramiona i stanowczo za krótka czarna sukienka sprawiają, że nie mogę oderwać od niej wzroku. Jedyne na co mam ochotę to wbić się w jej usta...

***
Cześć! Jak Wam się podoba rozdział? Moja notka tutaj nie będzie długo, bo jednak dziś sylwester. Życzę Wam wspaniałej zabawy i szczęśliwego Nowego Roku! W zakładce "Obojętni" pojawiła się reszta bohaterów. Czekam na opinie.

Szkarłatna Orchidea

poniedziałek, 26 grudnia 2016

Prolog






                Czego chciałaś? Być najpiękniejszą, najpopularniejszą, najukochańszą, naj... Chciałaś należeć do najlepszych, a teraz... Teraz gdy wiesz, że to niemożliwe, żeby ktoś był idealny we wszystkim, nie masz pojęcia, co począć. Jedno kosztem drugiego, a ty nie wiesz, którą rzecz wybrać. Wszystko ma swoje za i przeciw. Żyjesz, oddychasz, ale cały czas coś jest nie tak, a ty nie potrafisz określić co. Pragniesz rzeczy, których nie będziesz miała i masz to, czego w zasadzie nie chcesz... Powiedz mi po co? Po co robisz to wszystko? Dlaczego zachowujesz się w taki sposób? Odpuść, choć raz odpuść. Przestań myśleć, zamartwiać się, że coś jest nie w porządku i poczekaj na to, aż wszystko się unormuje... Wiem... Nie lubisz rozkazów, ale posłuchaj mnie ten jedyny raz.
                Idziesz wzdłuż mostu, w ręku trzymając papierosa. Czujesz dym w swoich płucach. Wraz z nim ulatnia się do powietrza jakaś część Ciebie, twoje zmartwienia wychodzą na światło dzienne... Patrzysz w górę, na niebo. Nie widzisz tam żadnej gwiazdy, a świadomość tego jeszcze bardziej Cię niepokoi. Cholera nie masz wpływu na pogodę! Uśmiechasz się przez łzy. Nie chcesz czuć tego dziwnego, nieokreślonego bólu, ale go czujesz. To przez trud dorastania czy przez coś innego? Twój upór, cholerna walka powoli Cię rozrywa od środka. Ta bitwa doprowadziła Cię do tego stanu. Błędy, które popełniłaś sprawią, że nie możesz pogodzić się z tym, co stało się rzeczywistością. Musisz się pogodzić... Życie trwa dalej, a ty żyjesz nadal. Jesteś tą samą upartą dziewczyną, która jest zbyt pracowita i za dużo myśli. Nadal zbyt emocjonalnie reagujesz na wszystko i za szybko się przywiązujesz. Wciąż masz w sobie tyle sprzeczności, co kiedyś. Pomimo upływu czasu, popełnionych błędów i ran, które pojawiły się na sercu, jesteś taka sama. Może nawet lepsza, bo tym razem jesteś mądrzejsza o kilka doświadczeń. Nie zapomnij o tym...
                 Żyj, kochaj, marz! Możesz być szczęśliwa jak nigdy wcześniej... Tylko uwierz w siebie, w swoją wartość i w to, że jesteś najbardziej wyjątkową osobą, którą znasz...
                
~.~
Cześć! Z racji tego, że nowy sezon się zaczął, zaczynam przygodę z pisaniem. Co myślicie o prologu? Czekam na opinie. 

Szkarłatna Orchidea

Obserwatorzy